:: Spotkanie z prezydentem
Artykuł dodany przez: Witold K (2004-11-24 13:31:27)

<p>Spotkanie Prawicy Razem z Waldemarem Matusewiczem - prezydentem Piotrkowa Trybunalskiego</p><p> 1 kwietnia 2003 roku, w siedzibie Civitas Christiana odbyło się spotkanie środowiska politycznego &quot;Prawica Razem&quot; z prezydentem Matusewiczem. Pozwolę sobie ( z tej okazji) wyrazić opinię na tematy, które same cisną się do zajęcia mini. Przedtem jednak, przypomnę przypadkowemu czytelnikowi, że PR poparła pana Matusewicza w II turze w wyborach samorządowych AD 2002 i w ten sposób dokonała politycznego wyboru. Polityczne wybory mają swoje konsekwencje. Ja to poparcie popierałem wręcz apelowałem o nie. Jestem związany z Prawicą Razem emocjonalnie i personalnie. Nie jestem z nią związany organizacyjnie. Mam zatem ogląd zewnętrzny - chłodny. <P>Uważam, że to dobrze, iż środowisko podtrzymuje związki organizacyjne. Myślę, że rzadkie przez to wielogodzinne posiedzenia nie są najlepszą formą na merytoryczną pracę grupy. Jest potrzebny inny, skuteczniejszy sposób komunikowania i pracy grupy. Grupa musi być otwarta na inne środowiska i winna zmierzać do współpracy z nimi. Wiem, że nie jest to łatwe a obecne zawirowanie (referendum unijne) tu nie pomoże. Cel jednak jest dalekosiężny i na początek można by podjąć próbę likwidacji napięć personalnych. Obciążenia pracy zawodowej, ciśnienie - różnego rodzaju, wywołują potrzebę ustalenia zasad, form i zdeklarowania się do ich przestrzegania. Ciśnienie różnego rodzaju - indywidualizm, szufladkowanie, milczkiem opróżnianie rondla, wewnętrzne kompleksy, dyktat, różnorodność zbiorowości, brak wzajemnego zaufania, oszołomstwo. Od moich propozycji na tego typu okoliczności ( z resztą normalnych w ludzkiej zbiorowości) aż świszczy w uszach wielu ... <P>Spotkanie, o którym w tytule. Wśród osób przybyłych na spotkanie Prawicy Razem byli przedstawicie wszystkich pokoleń. To budujący fakt. Trudniej było zauważyć jedność, łatwiej indywidualizm czy grupy interesów - raczej partyjnych czy coś koło tego - patrykularnych? Rozpoczęło się na godzinę przed wyznaczonym terminem spotkania z prezydentem. To co na samym początku zostało wytyczone, to podział na władzę i resztę. (Bardzo proszę, pan przewodniczący opowie o .... następnie będą mogli państwo zadawać pytania) Zebrani przyjmują zasady i z głowy mamy co najmniej pół godziny, potem kilka pytań, raczej laików niż działaczy samorządowych czy politycznych i kolejne pół godziny. Głód do gadania, zadawania pytań wydaje się być niezaspokojonym nigdy. Raczej chodzi w tej sprawie o samo prezentację niż rzeczową wymianą spraw, czy określenie form ich realizacji. <P>Myślę, że są potrzebne takie spotkania, ale czy na płaszczyźnie politycznej? Zresztą nie wszyscy zebrani znali cel tegoż. Przybywa na spotkanie pan Waldemar Matusewicz. Spotkanie jest podyktowane w formule Prawica Razem i jej Prezydent - poparcie w II turze. Narada i ocena dotychczasowej współpracy w samorządzie piotrkowskim grodzkim. Przypominam, nie wszyscy uczestnicy spotkania znali wcześniej formułę spotkania. Stąd potem masa zapytań do urzędnika miast, rozmowy politycznej. To samo (co w pierwszej części spotkania) tylko postać przez duże P. Co najmniej dwie godziny potrzebował na (chyba sam tego nie liczy) powtórzenie swego; programu, zadań, inwestycji. Wymiana urzędników ich nazwisk i funkcji, które sprawowali oraz tych, które właśnie sprawują - różnego szczebla, z którym ostatnio rozmawiał, zajęło około pół godziny. Nie było zadania, w którym by nie wspominał o sobie lub nie pokazał jak to funkcja prezydenta jest ułożona w ustawie o samorządzie terytorialnym. Reszta miała słuchać i słuchała. Następnie pozycja zadawanie pytań i posypało się - powtórka z rozrywki. Oczywiście na wszystkie zapadły wyczerpujące odpowiedzi? J/w. Głód do gadania, zadawania pytań wydaje się być niezaspokojonym nigdy. Raczej chodzi w tej sprawie o samo prezentację niż rzeczową wymianą spraw czy określenie form ich realizacji. Ostatecznie było to zebranie z mieszkańcami, a miało być z politycznym zapleczem. Pan Waldemar Matusewicz wydaje się być osobą posiadającą duże własne ego - to dobrze. Jest ambitny, pracowity, przede wszystkim wie czego chce. Wzbudza szacunek i życzliwość. <P>Tyle tylko, że ... Niestety, przy aż takiej dominacji nad współpracownikami i takim wynoszeniu się ( w tym przypadku mamy do czynienia z uczciwą i realną postacią, która tak wyraża siebie - to radość i zapał zamknięte w &quot;jednej aplikacji&quot; ) ma swe konsekwencje. Nie ma dziś osobników, którzy bezinteresownie a z dużym ryzykiem dla siebie wskazaliby (skutecznie) formy wyjścia. Za to bezwzględnie rzucą się na ofiarę, a potrafią długo czekać i są w tym dobrzy. Jest wielu, którzy i tak będą czekać. Rozdmuchane plany i nadzieje zapewne ich cieszą. Rozumiem pewien porządek zebrania. Jest czas na prezentacje i na dyskusję. Musi jednak ten porządek zachować cechy wspólnoty. W innym bowiem razie zebrani nie utożsamią się z prezydium zebrania. Zaraz okaże się, że zebranie to gra interesów i tylko interesów. Szkoda czasu na takie formy. Prezydium nie może przy okazji spotkania ogólnego zdawać sprawozdania i jednocześnie wyjaśniając, że inaczej być nie może. Jest bowiem w pozycji uprzywilejowanej i nie jest to dobre. Szczególnie wtedy kiedy zebrani to koledzy i koleżanki, a tu okazuje się za prezydium siedli; pan przewodniczący, prezes, prezydent, miast Franka czy Wojtka, których wszyscy dobrze znają. To nie koniec złych konsekwencji. W naszej - tej bliższej natury części ego, jest zakodowana chęć dominacji. W sytuacji kiedy naszego ego nie może wyróżnić się z tłumu, automatycznie honory oddajemy temu, który jest najbliżej takiej realizacji. Hołdujemy go i to daje nam chwilową satysfakcję. Potem przechodzi kac. Uważam, że powinniśmy stronić od takich okoliczności. I tu w pierwszym rzędzie pracę mają prezydia i inne takie. Krzywda jest w tych okolicznościach wyrządzana obu stronom. Ale nie o krzywdy konkretnym osobom chodzi. Taka sytuacja psuje stosunki społeczne i niszczy autorytet władzy. Czym więcej ktoś tytułuje tym w mniejszym ma poważaniu tytułowanego - to standard. Mało tego obie strony o tym wiedzą. Życie staje się nieznośnie, pełne uprzejmości, której nikt jednak poważnie nie traktuje. <P>Wiem, że nie odkrywam Ameryki, zjawiska opisane są standardem funkcjonującym między ludźmi. Wiedzą to wszyscy, nikt jednak tego nie opisuje, nie komentuje publicznie jeno dostosowuje się do sytuacji i z nią lub w niej współuczestniczy. Sam jestem uznawany za tego, który się wynosi. Jest w tym wiele prawdy i chcę to zmienić. A, że nie przychodzi to łatwo, jestem sam. Uważam, że opisane okoliczności winny być stosownie do możliwości zmieniane. Głównie z tego powodu ten tekst ukazał się. Nie chcę uczestniczyć w rywalizacji określonej tego typu oparami. Mogę je wskazać nie oceniając, lecz skłaniając się nad zjawiskiem. <P>Witold K <P>2. kwietnia 2003


adres tego artykułu: kowalczyk.info.pl/articles.php?id=43