Zajmuje się zjawiskiem (jako takim w kraju) od połowy lat osiemdziesiątych poprzedniego wieku. Po raz pierwszy (na lokalnym podwórku) publiczne, temat ten podjąłem w okresie próby przerwania (przełom 2004-2005) IV kadencji RM w Piotrkowie. Obserwuję zjawisko i moje oceny ewoluują. Dalej uważam, że Ci którzy skorzystali na przełomie roku 1989 są lokalnej społeczności coś winni. Do zabrania głosu tym razem, sprowokował mnie pan Tomasz Stachaczyk – nauczyciel fizyki i budowniczy nagłośnienia, w kościele NSJ Najświętszego Serca Jezusowego. Pan Tomasz w swym komentarzu w debacie na temat oceny pierwszego roku urzędowania na prezydenckim fotelu Krzysztofa Chojniaka, zwraca uwagę na zbyt ostrożne otwarcie się prezydenta na środowiska.
Temat jest bardzo trudny. Funkcjonariusze, TW, kontakty operacyjne ich rodziny i znajomi, przez całe lata żyli w abstrakcyjnym świecie robienia kasy. Tę kasę zrobili. Zostali przez to odtrąceni, ponieważ każdy zorientowany wie jakim kosztem. Jeśli dołożyć przyrodzone nam zdolności grabienia do siebie to mamy nieciekawy obraz. Mamy zatem problem braku społecznego autentycznego zaufania. Przedsiębiorcy niekoncesjonowani, także ci, którzy pojawiają się w następnych latach, którzy winni być uszanowani za to, że potrafią własną krwawicą wybrać kawałek wartości, która daje pracę innym, są obciążeni złą spuścizną tych, których ze swych szeregów nie potrafią wyeliminować.
Współpraca jaka w ostatnim czasie pojawia się jest obciążoną grzechem pierworodnym, który w ostatnim okresie nazwałem „maniutkomanią”. Jestem jednak dobrej myśli. Widzę dobre i zdrowe chęci po obu stronach. Jest potrzeba publiczna debata...
30 listopada 2007
|