szukaj:

Modlitwa do Błogosławionego Jana Pawła II

Menu
W małej ojczyźnie
W dużej ojczyźnie
W Europie
Listy do przyjaciół
o sobie
woda

Prawica RP w PT
Radni V kadencji
inne
forum
strona główna
katalog stron
kontakt
Inne
działy artykułów
subskrypcja
informacje o nowych wersjach na twój mail!
Statystyki
userów na stronie: 0
gości na stronie: 9
Artykuły > Listy do przyjaciół > I co dalej? List nr 2
I co dalej ?

W ostatnim czasie, (luty 2003) po opublikowaniu na www.kowalczyka.of.pl oraz przesłaniu do kilku osób mego "listu do przyjaciół" i różnych odpowiedzi na list, zdałem sobie sprawę, że nadszedł dobry czas na kolejne, dokładne przedstawienie programu naprawczego dla lokalnej (choć nie tylko) polityki i życia społecznego, który promuję od lat. Dla przypomnienia jednym i poinformowania innych skąd się wziąłem. Jestem dobrym przykładem dziejowej prawdy o tym, że "każda rewolucja zjada swoje dzieci". Okoliczność ta choć jest faktem, nie stanowi dla mnie negatywnej wartości - wręcz przeciwnie. Jestem człowiekiem Solidarności - zajrzyj na www.kowalczyka.of.pl do zakładki "o sobie" Moje osobiste doświadczenie minowych 23 lat, obserwacja innych, analiza faktów i doświadczeń postawiła mnie w miejscu, w którym jestem - wygodna pozycja do oceniania innych. Mogę to miejsce zmienić, ponieważ znalazłem się w nim w wyniku niezrozumienia się w zespołach ludzkich, w których działałem i które to miejsca z bólem wspominam. Jest też zamierzonym krokiem, dającym czas na samorealizację tych, którzy tego oczekiwali i tych, którzy dezawuowali, jest też czasem na odpoczynek, osobistą refleksję i nowe formy pracy w polityce,

Na czym opieram swoją pewność, że propozycja, z którą się obnoszę ma sens. Ano - opieram ją o inne moje i nasze, jak chodzi o część zespołu, który dobrze wspominam - doświadczenia. W 1993 roku uważałem, że miasto powinno w trybie pilnym postawić konkurencyjne mnibusy wobec pojawiającego się nowego elementu w komunikacji miejskiej MINIBUSY. Dziś Miasto stawia do komunikacji miejskiej małe autobusy tyle tylko, że o wiele lat za późno. Minibusy znajdują swoje należne miejsce w miejskiej komunikacji. Byli tacy, którzy owe miejsce widzieli już w 1993 roku - ZTM. Garaże w pasie ulicy Polnej. Wiele lat wcześniej zgłaszaliśmy taką propozycję, dla rozwiązania problemu w tej części miasta. Też nikt wtedy nie słuchał, dziś garaże stoją, choć mogłaby stosowna komisja RM i spółdzielcy sprawę przejrzeć. Podaję dwa przykłady po to, żeby z tekstu nie zrobić książki, co zmieniłoby jego sens. Może jeszcze wolne miejskie media.

Po co o tym piszę. Piszę to po to, aby uzmysłowić, że potrzebne decyzje, działania są oczywiste i następują bez względu na okresowe niedostosowanie lokalnych decydentów. Dziś nadszedł czas, moim zdaniem, na nowe formy komunikacji między ludzkiej. Gadające głowy, wykłady dla gawiedzi, komunikaty o podjętych decyzjach przez władcę, to dziś nie skuteczne metody, ponieważ odwaga staniała. Należy, tej odwadze, dać szanse na zaistnienie i w ten sposób ją określić i wykorzystać, to co w niej najważniejsze i dobre. W polityce powinno być tak, że osoba lub osoby, które nie są w stanie stać na wysokości zadania winny być eliminowane z życia publicznego, ponieważ nie ma z nich pożytku. Jeśli jednak zostają, to muszą podejmować program, że tak się wyrażę - samo naprawę. Znam pozytywny przypadek.

Zanim do meritum. Jak rozumiem Samorząd - bo jest tu totalne zamieszanie. Rozumiem go jako współodpowiedzialność mieszkańców za swój los. Współodpowiedzialność jak najbardziej dosłowną, poprzez publiczną, odpowiedzialną debatę wielu, poprzez jej obronę i konsekwencję w podjętych już decyzjach. Bez względu na fakt swego rodzaju "przepaści", o których niżej - panujących na tym obszarze. I nie może tu być wytłumaczeniem fakt, że tak współistniejących społeczności w kraju nad Wisłą nie ma. Dowiaduję się, że są osoby, które poprzez nie zaproszenie ich na "biesiadę" pod kryptonimem "Koncert Noworoczny" 31.I. 2003 MOK czują się niedowartościowane. Nikt jednak: tak "z biesiadujących", jak i "nie biesiadujących", nie raczył owego koncertu skomentować publicznie. To przykład grzechu zaniechania, za które potem płacą społeczności. Grzechu, który także jest powodem, "karłowacenia" się władzy. Tak się rodzi nowy podział, na my i oni. Samorząd w powszechnym odczuciu do lokalna władza. Oczywiście oddzielona od obywatela - tu mamy kolejne: przyczyny, powody i emocje. Tak rozumianemu Samorządowi mówię nie!! Po trzykroć nie!!! Piotrkowskie piekło. Notabene nie tylko piotrkowskie - to standard. Bez większego powodu potrafimy udawać, że nie znamy kolegi, z którym kiedyś współpracowaliśmy. Potrafimy, dla własnej wygody, uwiesić na kimś etykietę, bez oczywiście jego wiedzy. Mało tego stan taki przetrzymujemy latami. Koledzy rozmawiają ze sobą przy pomocy urzędowych pism. Korespondencji międzyludzkiej za to, nie ma. Ale jest i to jaka? - koleżeńska uprzejmość i tolerancja, za którą kryje się zwykłe uprzedzenie i obojętność. A jak już przyjdzie kampania wyborcza, to dopiero złoty czas na wywyższanie swoich racji - ku uciesze politycznej, prawdziwej konkurencji i zażenowaniu potencjalnych wyborców.

Z powierzchownej analizy wynika niezbicie, że: po pierwsze nie ma autentycznego przywództwa na piotrkowskiej prawicy. Jest uwikłana w personalnej przeszłości, owa przeszłość powinna być opisana, oceniona i wyciągnięte wnioski winny być zaprzęgnięte, do funkcji politycznych na przyszłość, śmiesznie, acz konsekwentnie dzieli się na polu ocen politycznych, w tym ocen krótkoterminowych, że tak się wyrażę. Robi się też, z tego faktu, kolejne zapory w porozumieniu, nie ma uregulowanej i ocenionej rzeczywistej zdolności intelektualnej, jest także zjawisko przerośniętych ambicji i tzw. "milczkiem opróżniania rondla" zapewne to tylko część zjawisk, nad którymi należy się skłonić i podjąć próbę wyjścia. Jeszcze - zanim do meritum. Przed laty, wtedy kiedy miałem dość stania "w rogu" Rady Miejskiej II kadencji, za prezydentury człowieka wtedy tzw. różowych, (politycznego elementu, któremu zabrakło odwagi do opowiedzenia się za nowym "Solidarnością" a do postkomunizmu przyznać się nie pasowało) podjąłem decyzję. Przy totalnym zawaleniu się współpracy, ze swymi - swego rodzaju uczniami - i to głównie z powodu personalnych niechęci, postanowiłem odejść. Po latach stwierdzam, że to nic nie dało. Nie ma w piotrkowskiej polityce, naszej strony, jakiejkolwiek troski o wpływowych osobników. Nikt nie troszczy się o ludzki kapitał dla polityki. W normalnym środowisku, moje odejście, wywołałoby poruszenie i zmiany. A co było: a cóż on może, już go nie ma, cwaniak schował się po to, aby wyskoczyć w odpowiednim czasie, wygodniś. Co mamy, na czym stoimy. Mamy dużo: partie polityczne, stowarzyszenia, lokalne gazety - Czas Piotrkowski, Rodzina Trybunalska, niezagospodarowany internet, także możliwą do współpracy: stację telewizyjną, radio, gazetę, ludzi, którzy są w stanie z marszu współpracować, samotnych strzelców, okresowy schyłek władzy i kilka lokalnych autorytetów.

Do meritum. Można określić finansowy kosztorys przedsięwzięcia i zabezpieczyć go, podjąć próbę podzielenia obowiązków i określić problematykę dla poszczególnych środowisk i osób. Założyć współpracę, powołać koordynatora. Wciągnąć do zainteresowania jak największą grupę osób. Konsekwentnie pracować. Wszystko to publicznie, przy użyciu wszystkich możliwych technik i środków. Z jednym miejscem centralnym - internetem, jako najłatwiejszym środkiem komunikacji. Po co ta kolejna czapa. centralne a więc skuteczne i merytorycznie określone miejsce wymiany poglądów, łatwo dostępne dla obywatela, który w moim rozumieniu, jest podmiotem całego przedsięwzięcia, okazja i miejsce do wygłaszania tego, co po kątach (salonach) poszczególni działacze noszą od lat, nie poddając tego rzeczowej ocenie innych, konkurencja dla lokalnych środków medialnych, ocena działań lokalnej władzy, możliwość realizowania się samorządności w praktyce, prezentacja własnych osiągnięć, miejsce poszukiwania współpracowników, kopalnia wiedzy i żywa historia życia publicznego, miejsce polemiki, wymiany poglądów. Przede wszystkim płaszczyzna współpracy, podzielonych dziś środowisk i osób. Współpracy, w przeciwieństwie do tego, co mamy obecnie. Tu nie będzie przeciągania. Pole, które proponuję ma być własnością wspólną, nie może być zawłaszczone w dobrze pojętym interesie wszystkich. Każdy za to w swoim imieniu może głosić własne opinie. Rzecz w tym, że tym razem będą poddane krytyce - matce mądrości. To jest program możliwy do wykonania. Warunek - poważne podejście do sprawy, nadanie temu forum autentyczności personalnej. Potrzebuje ono: promocji, ludzi i konsekwencji.

Reasumując. Proponuję rzecz bez precedensu. Wiadomo, że władza, bez względu na fakt: jaka, czyja, kiedy, to zespół z reguły kilku osób, uwikłanych we własny świat. Wytyczany przez: osobiste przymioty często złe, ustawodawcę, własną koterię, siły polityczne i stany nadzwyczajne. Media, to miejsca pracy, bezwzględnie posłuszne swym mocodawcom i politycznej poprawności. Ośrodki promocji - niestety to często miejsca niezdrowej rywalizacji personalnej. Nasza narodowa przywara, to oczywiście tyle opinii - ilu dyskutantów. A przebywanie w tym stanie, to nasza tragedia, która pozwala naszym przeciwnikom robić z nami, co im się podoba i jak im się podoba. Proponuję coś nowego, jak na naszą teraźniejszość. Proponuję miejsce wolne od w\w okoliczności i uzależnień. Ono oczywiście będzie wolne pod warunkiem uszanowania tej wolności - i tego oczekuję od Tych, którzy to wezwanie podejmą. To nie będzie trudne, trudno raczej będzie zawłaszczyć owo miejsce. Pomysł ma cechy tzw. koniunktury pozytywnej. Forma ta, nie tylko pozwala na nieograniczoną wymianę opinii (rozwój samorządności) może dać miejsca pracy, w rozwoju infrastruktury telekomunikacyjnej, zwiększony obrót w tej branży. Ale przede wszystkim tworzy nową wartość, w życiu lokalnych społeczności. Zwracam także uwagę na fakt, iż forum, które proponuję jest wspaniałym narzędziem do głoszenia niewygodnych dla np. zajmowanego stanowiska, okoliczności, a koniecznych ze względów społecznych czy gospodarczych. Przede wszystkim jednak należy zdać sobie sprawę, z faktu rozbuchanej wolności i rozdyskutowanych mieszkańcach. Owo rozdyskutowanie, przemądrzanie musi znaleźć miejsce realizowania się, w dobrze pojętym dobru społecznym. Wiem, że to nie będzie łatwe. Udawanie, że sprawy nie ma, jest gorszym rozwiązaniem, a życie pokazuje, że należy zmienić stosunek do tzw. milczącej większości. Przy jednoczesnym rozwoju technik komunikacji, forma staje się oczywista, nie można z niej nie skorzystać. Milcząca większość to ta część naszej społeczności, która nie uczestniczy, lub jest nie konsekwentna w swych w wyborach, którą wszyscy wykorzystują, i której nikt nie daje szansy za zaistnienie. Widać jednak ową większość - widać: jak balansuje w politycznych poglądach, jak jest, przez polityków (ich media) wykorzystywana, jaka jest bezwzględna i tendencyjna w ocenianiu. Mass-media to nie tylko tuba dla ogłaszania, informowania, prezentowania, ale też miejsce rzeczowej publicznej nieograniczonej wymiany opinii. Osobiście tu widzę wyjście z różnego rodzaju zakamarków i labiryntów, o których wyżej. Czekam na reakcję wielu.

Piotrków Trybunalski, luty AD 2003

Witold K

komentarz[0] |

ˆ 2002-2017 Witold Kowalczyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.019 | powered by jPORTAL 2 & UserPatch