Piotrkowianie 6 marca 2005 zdali egzamin z demokracji. Nie dali wciągnąć się w pewien biznes plan. To dobrze. Będzie lepiej, jak wykorzystamy czas, który nadchodzi, do pobudzenia zainteresowania się problematyką określoną w ustroju Państwa w szczególności - Samorządu.
Na początek problem źródła i z niego wynikających intencji.
Dwa światy ...
Tak można by ukazać problem, który ujawnił się przy okazji problemów z prawem, osoby publicznej. Co te dwa światy rozdziela. Rozdziela je rozumienie i praktyczne realizowanie zasad etycznych, moralnych, a w konsekwencji politycznych.
A mianowicie.
jedna postawa zakłada, że osoba co do której są wątpliwości natury prawnej i z tego powodu postawiona w stan oskarżenia winna trwać w takim stanie, do czasu wyroku. (Traktowana jest niemal jak ideologia, coś jak z tym socjalizmem znanego generała czy aferą FOZZ),
druga uważa, że każda publiczna osoba, co do której jest podejrzenie natury prawnej ( w tym etycznej czy moralnej) winna odejść z zajmowanych stanowisk, do czasu wyjaśnienia zarzutów. Winna to zrobić po to, aby nie umniejszyć autorytetu. Czegoś, bez czego giniemy jako postacie inteligentne i co wyróżnia nas w świecie istot żywych.
Opowiadam się za drugą postawą i jej bronię.
Tytułem wstępu. W ustroju demokratycznym każda postawa, idea, program ma prawo samorealizacji i jest poddana wolnej, niczym nieskrępowanej konkurencji. Ustrój ten zakłada naturalną selekcję na tym polu. To dobrze. Tyle tylko, że - i tu jest poważny problem, strony nie mają równych szans. Do głównych czynników „stabilizujących” należą: poprawność polityczna, nowoczesne techniki manipulacji i świat wartości elit. Obecnie te elementy (niestety), zostały zawładnięte przez jedną część naszego ego. Tę, której bliżej do świata naszych braci mniejszych niż do homo sapiens, tak uważam. Zbyt długie przebywanie w odpowiednim otoczeniu powoduje nawyki. Te, (co wiadomo) wywołują postawę obrony i przetrwania. Totalna absencja wyborcza, (na całej, że tak się wyrażę szerokości obecnego czasu) jest tu wymownym dowodem. Okazało się bowiem, że kampania wyborcza, to reklama jednego z bardziej trefnych towarów – polityki. Polityka, miłosierna matka, ukazuje się jako kurtyzana. Trzeba to powoli, acz konsekwentnie, zmieniać.
Zwolennicy pierwszej postawy, (na lokalnym podwórku) przez wiele miesięcy uważali, że osoba aresztowana, potem oskarżona nie powinna rezygnować z funkcji, po czym ogłosili referendum, aby Ją odwołać i je przeprowadzili. Tutaj koniecznie należy się zatrzymać. Uzmysłowić, że środowisko zaprezentowało się w całej rozciągłości swej postawy. Zatapetowało miasto, obrażało ludzi, nadużywano symboliki, retoryki. Urządzono jakiś karykaturalny taniec, trudno ustalić jaki, kto gra, kto tańczy i po co – tak głośno grali. Myślę, że piotrkowska opinia publiczna powinna pozbierać w całość intencje i cele. Jeśli tego nie zrobi, to w czasie kolejnej kampanii będzie można spodziewać się jeszcze większego „tańca”.
Druga postawa – to osoby i środowiska, którym w sposób naturalny obca jest asekuracja, wyrachowanie ect. To Ci, którzy nawet nie wyobrażają sobie, że można nadużyć sytuacji, a jeśli już to widzą, to boją się fakt wykorzystać. Wolą pozostać przy zasadach. Ta postawa przegrywa bezpośrednią rywalizację z postawą pierwszą. To oczywiście powoduje, że trudno jej przebić się do pierwszej linii. Jeśli przedostanie się, jest poddawana różnego rodzaju formom dezawuowania. Bardzo często skutecznie. Owo dezawuowanie powoduje wycofanie się osób z podejmowania słusznych spraw.
Na takie dictum siłą rzeczy powstaje postawa trzecia, próbująca współdziałać z oboma postawami. Bierze na siebie ciężar, czasem nie do uniesienia. Wytwarza się zjawisko, które prowadzi nas drogą bez perspektywy, drogą przetrwania kolejnego: dnia, etapu, okresu. To nie jest budujące.
Myślę jednak, że warto opowiedzieć się i zapłacić cenę. A jeśli rozważać owy dylemat w Wielkim Poście, to wątpliwości być nie może.
Witold K
Piotrków Trybunalski, 6 marca 2005
|